czwartek, 31 stycznia 2013

"Christine", Stephen King

Christine, Stephen King

Motoryzacyjna zgroza


Choć Kinga na ogół czczę i wielbię całą duszą (z nielicznymi wyjątkami), wahałam się, czy sięgnąć po Christine. Pomysł uczynienia z samochodu krwiożerczej bestii jest dość ryzykowny i wydawało mi się, że przy takim temacie po prostu nie można uniknąć popadnięcia w kicz i śmieszność. W dodatku miałam już za sobą inną książkę tego pisarza z demonicznym autem w roli głównej, która okazała się kompletną pomyłką (Buick 8, tragedia). Mimo to, przeczytałam Christine. I okazało się, że moje obawy były całkowicie chybione.

Arnie to zakompleksiony amerykański nastolatek, dręczony i poniżany przez wszystkich wokół poza Dennisem - jego najlepszym i jedynym przyjacielem. Pewnego dnia, pomimo sprzeciwu rodziców i rad Dennisa, postanawia kupić stary, zdezelowany samochód, nazwany przez poprzedniego właściciela imieniem Christine. Nie, nie postanawia; on musi JĄ mieć. Od tego momentu w życiu Arniego następują wielkie zmiany: jego wygląd ulega widocznej poprawie, w przeciwieństwie do charakteru - chłopak coraz częściej kłóci się z rodzicami i powoli odsuwa od przyjaciela. W dodatku w jego otoczeniu zaczynają ginąć ludzie, a Dennis krok po kroku odkrywa mroczną historię Christine...

To chyba jedna z lepszych powieści Kinga. W życiu nie pomyślałabym, że samochód może być przerażający. Samochód, a konkretnie plymouth fury model 1958 sport coupé, dokładnie taki, jak na zdjęciu. Prawda, że wygląda niegroźnie? Teraz łatwo mi to mówić, ale kiedy czytałam Christine w nocy, przy słabej lampce, nie było mi tak wesoło. Jest kilka mocnych "momentów", ale najbardziej oddziałuje na wyobraźnię niejasne poczucie zagrożenia, jakby na granicy świadomości. Niby nic konkretnego, a jednak instynktownie wiadomo, że "coś wisi w powietrzu" i wrażenie to nie znika niemal do ostatniej strony. Na pewno ma to związek z motywem przewodnim książki - tak niebanalnym, że właściwie nie wiadomo, czego się spodziewać - ale wydaje mi się, że główną rolę odegrał tu po prostu pisarski kunszt autora: niezwykle umiejętne prowadzenie akcji i staranne budowanie napięcia, między innymi za pomocą licznych dygresji. Już-już ma się coś wydarzyć, a tu: bach!, następuje krótka anegdotka, opowiastka z przeszłości, a tobie ciekawość uszami wyłazi i próbujesz przeczytać wszystko naraz.

Po raz kolejny zadziwiło mnie również to, jak King potrafi rozłożyć psychikę człowieka na czynniki pierwsze, a następnie ułożyć z tych kawałków swoich bohaterów - żywych, pełnokrwistych, całkowicie wiarygodnych i diabelnie... ludzkich. A do tego stworzyć społeczność połączoną misterną siecią uczuć, emocji i najróżniejszych relacji międzyludzkich, by wszystko do siebie idealnie pasowało, było logiczne i spójne. Tak, kreowanie postaci to zdecydowanie najmocniejsza strona Kinga. Ten facet, gdyby nie był pisarzem, z pewnością mógłby zostać wybitnym psychologiem (całe szczęście, że jednak został pisarzem).

Tym razem King nie kładzie takiego nacisku na relacje w małomiasteczkowym społeczeństwie, jak w większości swoich powieści, ale skupia się na życiu przeciętnych amerykańskich nastolatków. Maluje doskonały - jakże prawdziwy i dobrze znany - obraz tego trudnego okresu dojrzewania, buntu, kompleksów, pierwszych miłości, seksu, przyjaźni, pierwszych ważnych wyborów i okrutnej szkolnej hierarchii, tworząc w ten sposób niezwykle barwne tło dla głównych wydarzeń. To dodatkowy smaczek tej książki.

Nieco przeszkadzały mi jedynie fragmenty piosenek o samochodach, zamieszczone na początku każdego rozdziału - zazwyczaj nijak się miały do treści, a w polskim tłumaczeniu brzmiały niezbyt fortunnie. Za to ciekawym zabiegiem było zastosowanie zmiennej narracji: raz pierwszoosobowej z punktu widzenia Dennisa, raz prowadzonej w trzeciej osobie, a skupiającej się na Arniem. Dzięki temu można oglądać wydarzenia z różnych perspektyw i niemalże wejść w skórę poszczególnych bohaterów.

Christine, plymouth fury 1958 sport coupé
Christine
A jeśli ktokolwiek uważa, iż to powieść skierowana głównie do mężczyzn ze względu na to, że główną "bohaterką" jest samochód, to nie ma racji. Technicznych szczegółów można znaleźć tu naprawdę niewiele i zrozumie je nawet taka motoryzacyjna ignorantka jak ja.

Ocena ogólna: 5 / 6

Christine, Stephen King

Tytuł oryginalny: Christine
Język oryginału: angielski
Przełożył: Arkadiusz Nakoniecznik
Wydawca: Prószyński i S-ka, Warszawa  2004
Liczba stron: 776
Oprawa: miękka

4 komentarze:

  1. Właśnie "Buick 8" było moim pierwszym (i na razie jedynym) spotkaniem z Kingem, które uważam za istną porażkę. Jednak nie chcę poddawać się po jednej nieudanej próbie i mam zamiar sięgnąć po inną powieść Mistrza Grozy, która zbiera więcej dobrych ocen. W takim razie "Christine" powinno być lepszym wyborem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś pecha wybrać na początek akurat najgorszą możliwą, moim zdaniem, pozycję Kinga. Także w żadnym wypadku się nie zrażaj, nawet najlepszym przydarzają się wstydliwe wpadki. ;)

      Usuń
  2. Najgorsza możliwa pozycja Kinga... hm, moim zdaniem - "Historia Lisey", zaraz obok "Stukostrachy". A jak dla mnie "Christine" plasuje się bardzo wysoko w rankingu - baaaaaaaaaardzo mi się podobało :) A "Buick 8" wciąż przede mną, tyle że... odłożę na bliżej nieokreślone "potem" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na szczycie listy tych najgorszych jest właśnie "Buick 8", a zaraz za nim "Rok wilkołaka". "Stukostrachów" nie czytałam, ale widziałam film, który mnie skutecznie zniechęcił do książki, "Historia Lisey" na liście do przeczytania. :-)

      Swoją drogą to ciekawe, że pisarz, który pisze takie genialne rzeczy jak choćby "Christine", "Skazani na Shawshank", "Zielona Mila" i wiele innych, jest w stanie stworzyć też kompletnego gniota jak wspomniany "Buick"... ;-)

      Usuń

Zapraszam do otwartego i nieskrępowanego wypowiadania się. Wszelkie komentarze są mile widziane - również krytyczne, proszę jednak pamiętać o kulturze wypowiedzi. Komentarze wulgarne, obraźliwe i zawierające SPAM będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...