środa, 20 lutego 2013

"Labirynt śmierci", Ariana Franklin

Labirynt śmierci, Ariana FranklinKolejne śledztwo Adelii Aguilar


Nie byłam jeszcze nawet w połowie Mistrzyni sztuki śmierci Ariany Franklin, gdy stwierdziłam z pełnym przekonaniem, że koniecznie muszę przeczytać jej kontynuację. Cykl o Adelii Aguilar składa się z czterech tomów (z czego w Polsce dotychczas zostały wydane tylko trzy); niedawno pisałam o pierwszym z nich, na który trafiłam tylko dlatego, że polecono mi go na kiermaszu taniej książki. Dziś przedstawiam Wam część drugą, do której sama podeszłam z wielkim entuzjazmem. Ponownie przenosimy się w mroki średniowiecznej i zabobonnej Europy.

Anglia, XII wiek. Tak srogiej zimy nie było od lat. Adelia Aguilar, medyczka umarłych kształcona w słynnej szkole w Salerno, przybywa do Oksfordu na wezwanie Henryka II. Ktoś próbował otruć Rozamundę, królewską kochankę, i wygląda na to, że dopiął celu. Podejrzenia padają na królową Eleonorę, a Anglia staje w obliczu groźby wojny domowej. Adelia będzie musiała zrobić wszystko, by nie dopuścić do krwawej rebelii, poznać tożsamość prawdziwego mordercy, przejść przez złowrogi, tajemniczy labirynt i odkryć, czy znaleziony w drodze trup ma coś wspólnego ze śmiercią Pięknej Rozamundy.

Jak wspomniałam na początku, Labirynt śmierci to druga część cyklu, jednak z powodzeniem można po niego sięgnąć bez znajomości pierwszego tomu. Autorka podaje wystarczająco dużo informacji, by czytelnik doskonale odnalazł się w bieżącej historii. A to już całkiem nowa zagadka kryminalna osadzona w średniowiecznej Anglii i kolejny dowód na wielką pomysłowość fabularną Franklin. Tym razem Adelia - patolog wieków średnich i detektyw w jednej osobie - musi wytropić nie seryjnego mordercę, a płatnego zabójcę i jego zleceniodawcę, a także sprawcę bądź sprawców innej zbrodni, co do której nie będziemy pewni prawie do samego końca - czy jest powiązana z głównym wątkiem, czy nie. Choć autorka wraz z biegiem wydarzeń dostarcza nam kolejnych wskazówek naprowadzających na trop morderców, fabuła do ostatnich stron będzie pełna niespodzianek i nagłych zwrotów akcji. Wprawdzie tożsamości jednej ze ściganych osób będzie można domyślić się wyjątkowo wcześnie, ale i tak czytelnika czeka niejedno zaskoczenie. Co więcej - ostateczne rozwiązanie sprawy niesie z sobą obietnicę dalszego ciągu, a historia wydaje się wciąż otwarta.

Główna bohaterka, którą z książki na książkę lubię coraz bardziej, to kobieta nie tylko wykształcona, inteligentna, profesjonalistka w swoim fachu, obdarzona umysłem ostrym jak brzytwa i znacznie wyprzedzająca epokę, ale też pełna współczucia, empatii i kierująca się w życiu głębokim poczuciem sprawiedliwości. Adelia, medyczka i mistrzyni sztuki śmierci, przez okoliczności zmuszona do pełnienia również funkcji detektywa, za swoją główną misję i powinność uznaje jedno: wysłuchać głosu umarłych i przemówić w ich imieniu. W Labiryncie poznajemy ją także w zupełnie nowej roli, która w znacznym stopniu utrudni jej prowadznie śledztwa i wymusi dużą ostrożność, gdyż teraz będzie musiała dbać o bezpieczeństwo jeszcze jednej osoby

Pozostali bohaterowie tworzą bardzo ciekawą, różnorodną i wiarygodną mieszankę osobowości - ci pozytywni popełniają błędy i niepozbawieni są typowo ludzkich wad, a negatywni wykazują też i zalety charakteru. Czytelnik zresztą niejednokrotnie przekona się, że wielu postaci nie można jednoznacznie szufladkować jako albo "tych złych", albo "tych dobrych", a niektóre z nich sprawią nie lada niespodziankę. Dodatkowe smaczki powieści to ciekawostki z epoki: opisy średniowiecznych praktyk medycznych, rozrywek królewskiego dworu, jazdy na łyżwach, czy dysputa natury filozoficzno-religijnej pomiędzy Adelią a starą zakonnicą, matką Edyve.

W porównaniu z Mistrzynią, w Labiryncie nie znajdziemy już brutalnych, drastycznych opisów przemocy, za to kilka fragmentów... dość obrzydliwych. Czytelnik ogląda ludzkie zwłoki - albo to, co z nich pozostało - oczami medyczki, a więc na chłodno, bez emocji, a wszystkie szczegóły są mu przedstawione bardzo dosłownie, aczkolwiek dla mnie akurat nie jest to problemem, a raczej stanowi dodatkową atrakcję, element nadający pikanterii opowieści. Żałuję tylko, że sam tytułowy labirynt tak naprawdę występuje w książce zaledwie dwukrotnie i częściej przewija się w opowieściach bohaterów, niż staje faktycznym miejscem akcji. Już po pierwszym opisie sprawiał wrażenie miejsca bardzo mrocznego i fascynującego, i tym bardziej szkoda, że jego potencjał nie został w pełni wykorzystany.

Przy całej staranności Franklin i dbałości o zachowanie odpowiednich realiów historycznych, może doskwierać jedynie brak wystylizowania języka, by odpowiadał epoce; choć przecież posługiwanie się mową współczesną również ma swoje zalety - przede wszystkim jest bliższe i bardziej zrozumiałe dla czytelnika - i mnie w najmniejszym stopniu nie przeszkadza. Na koniec autorka w krótkim tekście wyjaśnia, gdzie pozwoliła sobie nieco nagiąć fakty historyczne. W Labiryncie pojawiają się też objaśniające obcojęzyczne wtrącenia przypisy, których tak brakowało mi w pierwszej części cyklu. Niestety, dla odmiany jest też sporo literówek (to oczywiście zarzut skierowany do wydawcy). 

Powieść wprawdzie nie jest tak porywająca jak wspomniana Mistrzyni, ale wciąż bardzo dobra i z pełną odpowiedzialnością mogę ją polecić miłośnikom literatury zarówno kryminalnej, jak i historycznej. A ja już tęsknie wyglądam kuriera, który doręczy mi trzecią część cyklu o Adelii Aguilar, Tajemnicę grobowca.

Ocena ogólna: 5 / 6

Labirynt śmierci, Ariana Franklin

Tytuł oryginalny: The Death Maze
Język oryginału: angielski
Przełożyli: Maria i Cezary Frąc
Wydawca: Amber, Warszawa 2008
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka

2 komentarze:

  1. Lubię kryminały, historię oraz nieprzeciętnych bohaterów - a kimś takim wydaje się być Adelia. Podoba mi się, że autorka powieści wyjaśnia, w którym momencie i jak zmieniła fakty historyczne. To rzadkość. Ciekawi mnie, jak ogólnie została przedstawiona postać Adelii i jak ta niezwykła kobieta radziła sobie w średniowiecznym świecie. Mogłabym się jedynie przyczepić do braku stylizacji języka - nieco to niekonsekwentne.

    Dziękuję za komentarz dotyczący "Nędzników" i za zwrócenie mi uwagi co do wyroku Jana Valjean. Ucieszyłam się z tego;) Wygląda na to, że nikt nie chce wytykać blogerom błędów (czyżby ludzie bali się, że nikt nie będzie ich później odwiedzał?;) - a według mnie trzeba czasem kulturalnie zwrócić uwagę na pewne rzeczy;)
    Rzeczywiście, nie wspomniałam o Gavroche'u, a również polubiłam tę postać.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wydaje się być naprawdę ciekawe :) Gdyby tylko doba miała 30 godzin to ja bym sobie mogła tak siedzieć i siedzieć i czytać i... itd.

    Ostatnio tyle jest wokół mnie książek. Przychodzą, wręcz proszą się, żeby do nich zajrzeć, a ja nie mogę się oprzeć. Kiedy zaglądam na inne blogi ciągle rzuca mi się w oczy coś ciekawego i wiem, że przez to moje czytanie odwlekam w nieskończoność moje własne utwory. Chyba zapiszę się na jakiś kurs dysponowania czasem :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do otwartego i nieskrępowanego wypowiadania się. Wszelkie komentarze są mile widziane - również krytyczne, proszę jednak pamiętać o kulturze wypowiedzi. Komentarze wulgarne, obraźliwe i zawierające SPAM będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...