poniedziałek, 18 lutego 2013

"Zakochani w Rzymie", reż. Woody Allen

Zakochani w Rzymie - plakat

Zakochana w Allenie


Zakochanch w Rzymie wybrałam na romantyczny wieczór walentynkowy, wychodząc z założenia, że komedię Woody'ego Allena można brać w ciemno. Reżyser postanowił rozkochwidza w kolejnym europejskim mieście - po Londynie, Barcelonie i Paryżu, nadeszła pora na pocztówkę z Rzymu, miejsca, gdzie w każdym zaułku czuć tchnienie historii, przeszłość jest wręcz namacalna, a tubylcy pod prysznicem wyśpiewują arie operowe i czerpią z życia pełnymi garściami.

Tym razem Woody Allen przedstawia cztery samodzielne historie, które łączy miejsce akcji - Wieczne Miasto. Pierwsza z nich opowiada o Jerrym (Woody Allen), niespełnionym, emerytowanym dyrektorze opery, ojcu Amerykanki zaręczonej z włoskim prawnikiem o romantycznym imieniu Michelangelo. Jerry wraz z żoną (Judy Davis) przyjeżdża do Rzymu, by poznać rodzinę narzeczonego córki i przypadkiem odkrywa wielki talent operowy. Następnie poznajemy pana Leopoldo (Roberto Benigni), prostego, szarego urzędnika, który z dnia na dzień, bez żadnego powodu staje się bożyszczem tłumów. Bohaterami trzeciej opowieści są młodzi małżonkowie z włoskiej prowincji w podróży poślubnej. Tuż przed spotkaniem ze snobistycznymi krewnymi świeżo upieczonego męża, niespodziewanie rozdzielają się - ona trafia na plan filmowy, a jego w pokoju hotelowym odwiedza seksowna prostytutka (Penélope Cruz). Wreszcie ostatnia historia opowiada o młodym studencie architektury (Jesse Eisenberg), zafascynowanym przyjaciółką (Ellen Page) swojej dziewczyny. W kolejnych scenach towarzyszy mu jego alter ego (Alec Baldwin) i na każdym kroku ostrzega przed uwikłaniem się w toksyczny romans.

Zakochani w zasadzie nie opierają się na jednym, głównym motywie. Film w zabawny i lekki, ale refleksyjny sposób porusza różne tematy, między innymi kwestię przejścia na emeryturę i związane z nią poczucie bezużyteczności, co jest swoistą obietnicą reżysera, że jeszcze nie ma zamiaru rezygnować z kolejnych wyzwań zawodowych. Punktem stycznym wszystkich wątków, poza miłością i relacjami międzyludzkimi, jest również sława, różne jej aspekty i odcienie. Bycie tak zwanym "celebrytą" - czyli osobą bez żadnych dokonań, znaną z tego, że jest znana - zostało po mistrzowsku wydrwione w nieco surrealistycznej historii pana Leopoldo. Zakochani w Rzymie to jednak przede wszystkim niezastąpiony Allenowski humor z nutką autoironii i absurdu oraz genialne dialogi i błyskotliwe riposty. Dopełnieniem obrazu są fantastyczne zdjęcia Dariusa Khondjiego, w pełnej krasie prezentujące romantyczne piękno skąpanego w słońcu Wiecznego Miasta oraz sielankowa, nieco nostalgiczna muzyka, wybrana przez samego Allena. To wszystko oraz fakt, że bohaterowie posługują się melodyjnym włoskim językiem równie często, co angielskim, tworzy niepowtarzalną atmosferę szczęścia i beztroski, wprawiając widza w iście idylliczny nastrój.

Jeżeli chodzi o odtwórców głównych ról, to z pewnością z powierzonego zadania wywiązali się wzorowo (nawet na ogół raczej średni Eisenberg), pod czujnym okiem Allena, który zawsze bardzo starannie dobiera i prowadzi swoich aktorów. Największą radość sprawił mi sam reżyser, po sześcioletniej przerwie powracający na ekran ze swoim charakterystycznym, neurotycznym bohaterem. Poza tym na szczególne brawa zasługują dwie panie: bardzo naturalna i autentyczna, choć trochę za mało zmysłowa Ellen Page, przyćmiewająca swoją grą nawet Baldwina (który nie starzeje się zbyt ładnie), oraz największa moim zdaniem ozdoba całego filmu - temperamentna Penélope Cruz.

Pomimo licznych pochwał pod adresem Zakochanych, tak naprawdę uważam, że rozbicie go na kilka niezależnych wątków nie było trafnym posunięciem. Brakowało mi jakiegoś punktu zaczepienia, jednego, wyrazistego bohatera (ewentualnie pary bohaterów), za którym podążałabym przez cały seans, od początku do końca. Przydałby się konkretny motyw przewodni, który połączyłby wszystkie opowieści w jedną całość. Każda z tych historii jest na swój sposób wyjątkowa i każda mogłaby być świetnym  materiałem na samodzielny film, jednak tutaj, z konieczności, każdą skrócono do minimum, przez co wydawały mi się niepełne, jakby rozcieńczone. Wspólne miejsce akcji moim zdaniem nie wystarczyło do stworzenia absolutnie spójnego dzieła.

Mankamenty filmu nie zmieniają jednak mojego ogólnego jego odbioru, który jest w gruncie rzeczy pozytywny. Z pewnością nie jest to najlepszy obraz w dorobku Allena, ani nawet jeden z najlepszych, ale wciąż bardzo dobry. To prawda, że Woody ogromną większość swoich filmów robi na jedno kopyto. Tak, powtarza się, jest wtórny. Tak, to wciąż ten sam typ humoru, tacy sami neurotyczni bohaterowie i takie same skomplikowane relacje. Tak, to wszystko już było. Tylko, co z tego? Komuś to przeszkadza? We współczesnym kinie ciągle brakuje tego typu komedii: ciepłych, naprawdę zabawnych, nie wulgarnych, błyskotliwych, refleksyjnych, nieco przeintelektualizowanych, ale w uroczy sposób. Czy ktoś jeszcze poza Allenem potrafiłby nakręcić film Allena? 

Ocena ogólna: 4+ / 6

Zakochani w Rzymie

Tytuł oryginalny: To Rome With Love
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Produkcja: USA, Włochy, Hiszpania, 2012
Czas trwania: 112 min. 

2 komentarze:

  1. A ja widziałam kilka wcześniejszych obrazów Allena, ale dopiero ten mnie do niego przekonał. Pewnie dlatego, że kocham Włochy i język włoski :-) Moim zdaniem jest to jeden z lepszych, powiedzmy współczesnych filmów tego reżysera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc na jego filmografię, powiedzmy, 10 lat wstecz, znalazłabym kilka lepszych obrazów. Jeśli chodzi o komedie romantyczne byłoby to "O północy w Paryżu", a wśród innych filmów - "Sen Kasandry" czy rewelacyjne "Wszystko gra". Zachęcam do obejrzenia. :-)

      Usuń

Zapraszam do otwartego i nieskrępowanego wypowiadania się. Wszelkie komentarze są mile widziane - również krytyczne, proszę jednak pamiętać o kulturze wypowiedzi. Komentarze wulgarne, obraźliwe i zawierające SPAM będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...